sobota, 15 września 2012

Nowy Czerwony Fort



Słysząc hasło Czerwony Fort wiele osób wyobraża sobie jeden z najbardziej przereklamowanych zabytków Delhi. Moim zdaniem, prawdziwy Czerwony Fort znajduje się jednak dobrych kilkanaście kilometrów dalej. Powstał zaledwie kilkadziesiąt lat temu (1969 rok), ale ma znacznie większy wpływ na krajobraz miasta, niż ten znany z przewodników turystycznych.
To Jawaharlal Nehru University- jedna z najlepszych indyjskich uczelni. Wprawdzie położona w parku, ale infrastrukturą nie zachwyca, szczególnie w porównaniu z Delhi University. Ładne kafelki na podłodze to jednak nie wszystko. Na pewno jest to uczelnia niezwykle innowacyjna pod wieloma względami, a do jednych z nich należy aktywność studentów i to nie tylko na polu naukowym, ale i politycznym. Każda wolna ściana, każdy wolny kawałek ziemi żyje polityką. Manmohan Singh (premier Indii) uświetnia miliony karykatur i okrzyków podczas studenckich protestów. W innych partiach Indii zamyka się uczelnie jeśli studenci zbyt głośno wyrażają swoje żądania- tutaj się ich słucha. Co więcej, pomimo obecności spektrum poglądów nie dochodzi do przemocy, co stało się plagą na innych uniwersytetach indyjskich. Uniwersytet jest zdominowany przez wszelkiego typu organizacje lewicowe i komunistyczne. Kolejnym ciekawym rozwiązaniem jest fakt iż słowo „wybory” oznacza tutaj prawdziwe wybory- z masą organizacji studenckich garnących się do władzy w samorządzie.Wybór szeroki- od bardzo komunistów- do prawie zwykłych socjalistów- co ciekawe organizacje są powiązane z partiami politycznymi, co czyni sytuację nieco bardziej skomplikowaną. Czasami można poczuć się tutaj niczym w Moskwie za „starych dobrych czasów”- czerwony zawsze w modzie. Jak czytam na jednej z ulotek Lenin ciągle żyje- jeden z przywódców licznych tutaj organizacji politycznych został bowiem nazwany na cześć Wołodzi.  Z drugiej strony, co może zabrzmieć dziwnie często panująca tutaj wolność jest wysoka nawet jak na Polskie standardy. Przykładowo niewyobrażalnym jest, aby w Polsce otwarcie przyznawać się do sympatii komunistycznych- nie chodzi tu o chwalenie Stalina za jego niechlubne rządy, ale samą dyskusję. Idąc śladami rewolucji francuskiej mamy coś w stylu „nie ma wolności dla wrogów wolności”- no bo przecież władza wie najlepiej czego Ci potrzeba obywatelu. Tutaj jest miejsce dla wszystkich poglądów- nawet dla tych które ci się nie podobają. Generalnie każdy za wszelką cenę chce cię przekonać do oddania głosu na siebie – decydujące dni przed wyborami są najgorsze- nigdzie nie możesz się czuć bezpieczny- dopadną Cie nawet w toalecie, żeby tylko przedstawić niezwykłe zalety kandydatów i wręczyć jedną z milionów ulotek.  Druga nad ranem- pukanie do drzwi- sam nie wiem po co je otwieram i tak wiem kto tam na mnie czeka- jeden z komitetów wyborczych- biorę ulotkę uśmiecham się i zamykam drzwi- ulotka po chwili wyładuje obok stosu innych ulotek, ale no cóż takie są prawa demokracji. Przecież jeśli grzecznie nie wypełnisz swojego owczego obowiązku ktoś mógłby pomyśleć, że jesteś ignorantem.  Debata prezydencka przed wyborami do samorządu studenckiego to też ciekawe przeżycie- po pierwsze na uczelni liczącej 10 tysięcy studentów jest 12 kandydatów na ten urząd.


Po drugie trwa od 22- 5 nad ranem- po trzecie przez dwie godziny nie może się zacząć bo zwolennicy jednej z opcji postanowili sobie trochę pokrzyczeć o czerwonym pozdrowieniu i pograć na bębnach- swoisty folklor.  W sumie bardziej interesuje mnie ta muzyka, niż programy wyborcze, które są niemal takie same. Debata wzbudza ogromne emocje- ludzie dopingują swoich kandydatów krzycząc, grając na bębnach… i jeszcze głośniej krzycząc. Ciężko jest oddać te wszystkie emocje, pochody i okrzyki na „papierze”, ale przeżycie jest niezwykle- tym bardziej dla kogoś pochodzącego z cywilizacji gdzie twierdzi się , że demokracja to grzeczne oddanie głosu na jedyną słuszną partię (nieważne jakiej orientacji) , bez zadawania zbędnych pytań.. JNU to wartość sama w sobie i pomimo, ze Polscy studenci biorą pod uwagę studia na Zachodzie, lub na Zachodzie to Indie mogą okazać się naprawdę niezwykłą przygodą- dla nieco bardziej odważnych.

"Gwiazda" wieczoru
Lenin wiecznie żywy
Studenci do piór, studenci do młotów
When I give food to the poor they call me a saint. When I ask why the poor have no food they call me a communist.



Konrad Leszczyński

Polub na facebooku:

www.facebook.com/pages/celindieblogspotcom/145360392274124

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz