Jakiś czas temu dosiedziałem się, że w
Delhi przebywa irańska ekipa filmowa, która planuje nakręcić film dokumentalny poświęcony
uchodźcom z Birmy w Indiach. Napisałem, odpisali- rozpoczęliśmy współpracę. Tych
kilka wizyt w ich obozie oraz rozmowy z przebywającymi tam ludźmi dały mi sporo
do myślenia. Wydaje mi się, że warto byłoby podzielić się chociaż częścią moich
odczuć na temat codziennych warunków życia tych uchodźców w kontekście prawa
międzynarodowego i problemu tożsamości. Napisać coś więcej o losach
społeczności, której los jest niewielu znany.
Kogo można nazwać uchodźcą?
Film opowiada o uchodźcach Rohingya, z
powodu swojej odmienności zmuszonych do opuszczenia kraju przez rząd Birmy. Nie
tyko wygnanych, ale i często pozbawionych całego majątku, a niekiedy i życia.
Ich całkowita populacja to blisko 1.5 miliona ludzi, z czego blisko połowa w
obawie o swoje życie pośpiesznie opuściła domy, uciekając za granicę. Przed opisem
życia jakie toczą w obozie w okolicach Delhi warto jednak poznać dokładne znaczenie
terminu uchodźca oraz zarys burzliwych losów Rohingów.
Kogo można nazwać uchodźcą?
Odwołując się do licznych umów międzynarodowych
(m.in. tzw. Konwencja genewska z 1951 roku) oraz uchwał organizacji międzynarodowych
można najprościej określić uchodźcę jako osobę zmuszoną do opuszczenia kraju swego
stałego zamieszkania w obawie przed prześladowaniem, lub utratą życia.
Rohingowie są
ludem pochodzenia indoeuropejskiego, a ich aktualna liczebność wynosi zaledwie 1.5 miliona ludzi. Zamieszkują oni głównie birmańską
prowincję Rakhina (dawny Arakan). W odróżnieniu od większości populacji kraju (buddyjskiego) są wyznawcami islamu oraz posługują się swoim odrębnym językiem. Ze względu na tę odmienność byli od dawien dawna prześladowani. Wiek dwudziesty zaostrzył
konflikty, m.in. podczas II Wojny Światowej miały miejsce pogromy Rohingów w
Birmie. Ze względu na nieustanny wzrost napięcia bezskutecznie próbowali uzyskać autonomię. Po puczu
wojskowym w Birmie, który miał miejsce w 1962 roku stali się zaś ponownie obiektem
prześladowań i wielu z nich wyjechało, a raczej uciekło do Bangladeszu oraz
Pakistanu. Podobnie było przez niemal cały okres rządów wojskowych. Najczęściej
oskarżano ich o bycie „piątą kolumną” Bangladeszu (ze względu na religię oraz
podobne do zachodnich sąsiadów zwyczaje).
Obecna sytuacja to stan anarchii oraz
chaosu. Birma po otwarciu się na świat w 2011 roku stała się areną wybuchu
przemocy. Głównym jej polem stała się prowincja Rakhina, gdzie walki toczą się
pomiędzy Rohingami, a Rakhinami. Jak to zwykle bywa w przypadku konfliktu o
charakterze komunalistycznym (pomiędzy społecznościami odmiennymi pod względem
etnicznym, religijnym) incydent pomiędzy jednostkami wywołał falę
niekontrolowanej przemocy wobec całej społeczności. Co zasługuje także na uwagę,
wielu spośród tych, którzy zostali w Birmie stało się IDPs (co najmniej 100
tysięcy osób) niekiedy nazywanymi także „uchodźcami wewnętrznymi” i mieszka w
prowizorycznych obozach. Wielu Rohingów umiera tam z głodu, pomimo to rząd
zabrania dostępu do nich organizacjom humanitarnym, na skutek czego sytuacja
nieustannie pogarsza się.
Sytuacja większości uchodźców Rohingya
jest ciężka, jako że wielu z nich nie posiada jakiegokolwiek ważnego dokumentu
potwierdzającego tożsamość, a w tych wydawanych przez Birmę nomen omen
wyłącznie obywatelom widnieje jasno zapisane, że są uznawani za Bengalczyków,
co po opuszczeniu granic państwa nie zapewnia im jakiejkolwiek szansy na powrót.
Oczywiście ONZ (Wysoki Komisarz ONZ ds. Uchodźców- UNHCR) w porozumieniu z państwami
ich przebywania wydaje im tzw. ID Cards, które powinny umożliwiać im, m.in. podróż
za granicę. Problem leży w tym, że nie są one honorowane przez wszystkie państwa,
a co więcej nie zapewniają żadnych dodatkowych praw- np. do podjęcia legalnego
zatrudnienia. Najogólniej mówiąc nie są więc one pełnoprawnymi dokumentami
potwierdzającymi tożsamość.
Teoretycznie liczne umowy międzynarodowe
stawiają sobie za cel pomoc uchodźcom, ale często nie jest ona możliwa, co pokazała
dobitnie wizyta w ich obozie.
Obóz uchodźców Rohinga, który udało
mi się odwiedzić jest położony we wsi Firuz Pour Namak, która znajduje się około 150 km od
Delhi. Jest to jeden z 2 obozów zlokalizowych w okolicach indyjskiej stolicy.
Pozostałe znajdują się głównie w Dżammu i Kaszmirze (Jammu & Kashmir).
Pierwszy dzień zdjęć był najbardziej
interesujący. Oczywiście na wszystkich cudzoziemców spoglądano z zaciekawieniem.
Po zwyczajowym powitaniu rozpoczęły się pytania z cyklu „where are you from”. I
am from Poland- nikt spośród zgromadzonych, nigdy jednak nie słyszał o Polsce- zero
skojarzeń. Mimo to po kilku godzinach, co najmniej kilka osób dopytywało się mnie
za ile można załatwić nielegalny paszport do tej nieznanej Polski. Doskonale ukazuje to desperację tych ludzi, którzy pojechaliby
nawet do miejsca, o którym nigdy nie słyszeli, byleby tylko polepszyć swoją
obecną, wypełnioną beznadziejnością sytuację.
Życie codzienne
Obóz, który odwiedziłem został zorganizowany przez uchodźców na własną rękę. Jak powiedział mi jeden z mieszkańców rząd Indii
stwierdził, że nie może im pomóc, ale pozwolił na pozostanie w granicach kraju. Jeden z
bogatych rolników w Harijanie zaoferował zaś nieodpłatnie ziemię, gdzie
Rohingowie się osiedlili. Każdy dzień wygląda dla mieszkańców obozu tak samo. Nie
mają co ze sobą zrobić, ale samo to, że są w Indiach to już coś. Oczywiście
także i w tej wspólnocie istnieje podział ról w zależności od wieku i płci. Dzieci spędzają czas
w prowizorycznej medresie (szkółce) zorganizowanej w jednym z baraków. Nie mogą
skorzystać z państwowych szkół, bo nie posiadają żadnych dokumentów, a ich rodziców
nie stać na szkoły prywatne.
Mężczyźni- część z nich pracuje na czarno dla pobliskich rolników, wykonując prace, których nikt inny nie zgadza się wykonywać za stawki znacznie poniżej jakiejkolwiek opłacalności.
Kobiety- ich tradycyjnym zajęciem jest opieka nad domem i troska o dzieci. Część z mieszkańców „osiedla” otrzymuje wsparcie od członków rodziny pracujących w Bangladeszu, pozostali nie mają żadnego stałego źródła utrzymania, poza tym co udało się w ostatniej chwili zabrać z domu. Sytuacja obozu jest ciężka- nie ma prawie żadnych książek, a tylko 2 osoby potrafią pisać! Dużo dzieci ma więc wszelkie szanse żeby pozostać analfabetami przez resztę swojego życia. Problemem jest także opieka lekarska, jako że obozu nie odwiedza regularnie lekarz i jego mieszkańcy każdorazowo muszą szukać go na własną rękę. To takie trwanie w beznadziejności, gdzie każdy dzień jest taki sam.
Mężczyźni- część z nich pracuje na czarno dla pobliskich rolników, wykonując prace, których nikt inny nie zgadza się wykonywać za stawki znacznie poniżej jakiejkolwiek opłacalności.
Kobiety- ich tradycyjnym zajęciem jest opieka nad domem i troska o dzieci. Część z mieszkańców „osiedla” otrzymuje wsparcie od członków rodziny pracujących w Bangladeszu, pozostali nie mają żadnego stałego źródła utrzymania, poza tym co udało się w ostatniej chwili zabrać z domu. Sytuacja obozu jest ciężka- nie ma prawie żadnych książek, a tylko 2 osoby potrafią pisać! Dużo dzieci ma więc wszelkie szanse żeby pozostać analfabetami przez resztę swojego życia. Problemem jest także opieka lekarska, jako że obozu nie odwiedza regularnie lekarz i jego mieszkańcy każdorazowo muszą szukać go na własną rękę. To takie trwanie w beznadziejności, gdzie każdy dzień jest taki sam.
Ludzie, którzy tu przebywają często przeżyli prawdziwe dramaty, a wiele dzieci widziało na własne
oczy śmierć rodziców. W niektórych rodzinach wszystkie kobiety padły ofiarami
gwałtu. Jedną z najważniejszych części kręconego filmu był symboliczny sąd dzieci nad mieszkańcami
obozu. Tak jak w prawdziwym sądzie na sali
rozpraw obecni byli: sędzia, prokurator i adwokat. Mieli oni za zadanie
wysłuchać historii mieszkańców i zgodnie ze swoim dziecięcym, nieskażonym
pojmowaniem świata wydać wyrok- zadecydować o przyszłości współmieszkańców. To jak wiele z
tych dzieci nie może się pogodzić ze swoją niesamowicie trudną przeszłością
ukazała historia dziesięcioletniego chłopca, który wcielił się w rolę sędziego. Twierdził, że jego ojciec został w Birmie i czasem nawet rozmawia z nim przez telefon, kiedy jednak miało dojść do przemowy
wygłoszonej przez jego matkę wybuchnął i zaczął krzyczeć „wracaj do domu,
zabraniam ci mówić o naszej historii”. Jak się okazało ojciec chłopca został
zabity, a on chciał nadal wierzyć, że
jest inaczej.
![]() |
Wielu ludzi nie posiada żadnego dowodu tożsamości, oprócz wydanej przez Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców (UNHCR) tzw. ID Card |
![]() |
Sklepik zlokalizowany w sercu "osiedla"; dobitny znak, że kapitalizm dotarł nawet do obozów dla uchodźców… |
![]() |
Niektórzy posiadają wydane przez rząd Birmy dokumenty tożsamości stwierdzające, że są… Bengalczykami. |
![]() |
Prowizoryczny meczet; religia (w tym przypadku Islam) często jest jedynym co pozostało ludziom. |
![]() |
Wszystko ma prowizoryczny charakter, a prywatność właściwie nie istnieje. |
Sytuacja tych uchodźców jest tragiczna w swojej prostocie.
Rząd Birmy wydał większości z nich dokumenty, w których jest jasno zapisane, że nie są oni obywatelami Myanmaru, a Bengalczykami!!! W świetle prawa wydalając ich ze swojego terytorium, lub zmuszając do opuszczenia kraju go pozbył się więc obcych obywateli- tyle, że obcych teoretycznie, bo nieposiadających żadnego obywatelstwa- apatrydów, co jest niezgodne z powszechnie obowiązującym prawem międzynarodowym (m.in.Konwencja o statusie bezpaństwowców z 1954 roku oraz Konwencja o ograniczaniu bezpaństwowości z 1961 roku). Tyle, że Birma nie jest oficjalnie związana tymi umowami, może więc spokojnie umyć ręce.
Rząd Birmy wydał większości z nich dokumenty, w których jest jasno zapisane, że nie są oni obywatelami Myanmaru, a Bengalczykami!!! W świetle prawa wydalając ich ze swojego terytorium, lub zmuszając do opuszczenia kraju go pozbył się więc obcych obywateli- tyle, że obcych teoretycznie, bo nieposiadających żadnego obywatelstwa- apatrydów, co jest niezgodne z powszechnie obowiązującym prawem międzynarodowym (m.in.Konwencja o statusie bezpaństwowców z 1954 roku oraz Konwencja o ograniczaniu bezpaństwowości z 1961 roku). Tyle, że Birma nie jest oficjalnie związana tymi umowami, może więc spokojnie umyć ręce.
Tak więc, Rohingowie nie mają właściwie dokąd
wrócić- posiadają wprawdzie tak zwane Identity Cards wydane przez UNHCR w
porozumieniu z rządem indyjskim, ale to właściwie tylko kawałek plastiku, który
nic nie zmienia w ich beznadziejnym położeniu.
Wprawdzie teoretycznie zajmują się
nimi różne lokalne NGOs, ale ich pomoc jest ograniczona, niestety bez
wsparcia na większą skalę problemu nie da się tak łatwo rozwiązać.
Ciężko winić o aktualną sytuację rząd
Indii, zmagający się z kilkuset milionami własnych obywateli żyjących poniżej progu ubóstwa, ale sytuacja ta
dobrze ukazuje jak często odmienne od międzynarodowych porozumień, a nawet i starań
są realia. Machiny biurokratyczne często zapominają o ludziach, a ci zapominają
o rządzie- i tak wszystko płynie- codziennie tak samo, nie wiadomo w którym
kierunku.
Kolejny problem bez rozwiązania?
Oczywiście przewidywanie przyszłości politycznej
z reguły mija się z celem, ale rozpatrując perspektywy stojące przed Rohingami ciężko
jest pozostać optymistą.
Po pierwsze, stanowią oni nie więcej,
niż 3% ludności blisko 60 milionowego Myanmaru, tak więc ich pozycja
przetargowa jest znikoma.
Po drugie, w sytuacji otwarcia się na świat (co aktualnie jest udziałem Birmy) jak uczy historia zachodnie koncerny nie pytają o prawa człowieka, ale o możliwość szybkiego i łatwego zarobku. Dobitnie świadczy o tym także ostatnia wizyta prezydenta Baracka Obamy, podczas której wprawdzie poruszono temat Rohingów, prawdopodobnie posłuży on jednak USA za kolejny pretekst do wywierania presji ekonomicznej na kraj tak jak to niegdyś działo się z Chinami. Podobnie jest z próbami wydania jakże prestiżowej wszakże rezolucji Parlamentu Europejskiego.
Po drugie, w sytuacji otwarcia się na świat (co aktualnie jest udziałem Birmy) jak uczy historia zachodnie koncerny nie pytają o prawa człowieka, ale o możliwość szybkiego i łatwego zarobku. Dobitnie świadczy o tym także ostatnia wizyta prezydenta Baracka Obamy, podczas której wprawdzie poruszono temat Rohingów, prawdopodobnie posłuży on jednak USA za kolejny pretekst do wywierania presji ekonomicznej na kraj tak jak to niegdyś działo się z Chinami. Podobnie jest z próbami wydania jakże prestiżowej wszakże rezolucji Parlamentu Europejskiego.
Część Rohingów, szczególnie tych przebywających
w obozach w Bangladeszu ma szanse na uzyskanie statusu uchodźcy w którymś z
zachodnich państw i rozpoczęcie nowego życia. Reszta jest zaś zawieszona w próżni,
bez jakiegokolwiek dokumentu potwierdzającego ich tożsamość, bez szans na zmianę
swojego statusu, bez żadnych perspektyw na przyszłość. Chociaż sam fakt, że świat szerzej o nich usłyszał daje pewną
nadzieję, a kto wie może pewnego dnia przyniesie im także i upragniony pokój.
Konrad Leszczyński
Więcej o Rohingach
można przeczytać tutaj:
http://www.idsa.in/idsacomments/ThePersecutedRohingyasofMyanmar_gsen_130812
http://www.unhcr-centraleurope.org/pl/materialy/konwencje/konwencje-dotyczace-bezpanstwowosci.html
http://www.unhcr-centraleurope.org/pl/materialy/konwencje/konwencje-dotyczace-bezpanstwowosci.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz