To już ponad 5 miesięcy spędzonych przeze mnie w Indiach. Jak zapewne
zauważyliście ten blog nie jest poświęcony jednemu tematowi, piszę o tym co
wydaje mi się ciekawe, albo nowe. To chyba jednak dobry moment na małe
podsumowanie. Generalnie ciężko jest opisać Indie i odpowiedzieć na pytanie „co
myślisz o Indiach”?, albo „jakie są Indie”? Obrazki lepianek krytych strzechą
stojących obok centrów handlowych zbudowanych ze szkła mieniącego się w słońcu
to normalność. Mogę się jednak pokusić o kilka punktów, przy czym są to tylko
moje odczucia z którymi można się nie zgadzać:
Po pierwsze, powszechna znajomość języka
angielskiego jest mitem. Według badań statystycznych ok. 10% populacji zna
język angielski, istnieje jednak kilka „ale".
Oczywiście osoby należące do klasy wyższej oraz wielu
przedstawicieli klasy średniej operuje angielskim swobodnie dowodem czego jest
fakt, że wydawanych jest w Indiach wiele gazet anglojęzycznych, ale najpopularniejsza z nich zajmuje
dopiero 10 miejsce wśród najchętniej czytanych. W przypadku ludzi
należących do klas niższych często jest to język angielski ograniczający się do
kilku zwrotów w stylu „Hello mister where do you want to go? (Heloł myster, łer
do ju łont tu goł)”. Podobnie z urzędnikami państwowymi średniego szczebla-
często, aby zrozumieli co chcemy im przekazać musimy wymówić angielskie słowo z
indyjskim akcentem. Ludzie młodzi często znają język angielski- wielu na bardzo
dobrym poziomie, w przypadku osób starszych generalnie jest to jednak
rzadkością. Znajomość indyjskich języków jest więc jak najbardziej wskazana, nawet na poziomie minimalnym, gdyż często zapewnia to obniżenie ceny na targu i generalnie ułatwia życie.
Po drugie, jeśli nie umiesz używać łokci ani
krzyczeć to niczego nie osiągniesz. Jak wszyscy wiemy w Indiach jest naprawdę
dużo ludzi i szczególnie na stacji kolejowej, albo w metrze ludzie zupełnie nie
zwracają na siebie uwagi owładnięci owczym pędem. Dlatego jeśli nie wykażesz
odpowiedniej determinacji np. w kolejce ludzie z reguły bez mrugnięcia okiem
będą się starali zająć miejsce przed tobą.
Po trzecie, biurokracja i biurokracja
przeplatana biurokracją. W sierpniu opisałem Wam jak wyglądał mój pierwszy
dzień, kiedy to biegałem z różnymi dokumentami z punktu A do punktu B. Niestety
od tego czasu musiałem jeszcze kilka razy zmierzyć się z indyjską biurokracją i
zapewniam, że nie było to nic przyjemnego. W społeczeństwie indyjskim cieszy się
ona jednak niesamowitym prestiżem i jakakolwiek „government job” to wymarzona
praca większości indyjskich studentów.
Po czwarte, ludzie w Indiach cenią sobie
obcokrajowców i to nawet bardzo. Tak więc nieświadomy turysta płaci wszędzie
więcej. Kierowca autorikszy widząc, że jesteś biały zawsze poda Ci cenę co
najmniej 2-3 razy wyższą od normalnej (kiedyś podczas przechadzki po centrum Delhi
jeden z kierowców zaoferował mi cenę za przejazd 20 razy wyższą od normalnej), za
wstęp do większości zabytków zarządzanych przez państwo obcokrajowcy płacą co
najmniej 20 razy więcej niż obywatele indyjscy (rekord Taj Mahal- miejscowi 10
rupii, obcokrajowcy 750). Rozwiązanie problemu nie jest jednak z reguły aż tak
skomplikowane jak się może wydawać bo np. autoriksz jest w Indiach na pęczki- gdy
tylko oddalisz się z wyrazem dezaprobaty na twarzy od jednego kierowcy on sam
zacznie za tobą podążać i momentalnie zaoferuje ci „zniżkę”. Co do atrakcji i
muzeów pozostaje jednak pytanie wzajemności, bo z tego co mi wiadomo obywatele
indyjscy nie płacą 20 krotności ceny za wejście do muzeum w Europie.
Po piąte, Indie nie są aż tak tanie jak Ci się
wydaje. To znaczy Indie mogą być i tanie i drogie. Jeśli jesteś backpackerem i
nie wymagasz luksusów to nie ma
problemu. Przykładowo cena biletu kolejowego
w najniższej klasie na dystansie Delhi- Amritsar (ok. 460 kilometrów) nie
przekracza 10 złotych. Jedzenie na ulicy? Czemu nie. Ale jeśli chcesz mieszkać
w pokoju, w którym nie będą po Tobie w nocy chodzić różne małe żyjątka to musisz
płacić, często nawet więcej niż w Polsce. Indyjski średni standard jest bowiem niższy
od polskiego standardu minimum.

Po szóste, Indie dla
każdego są inne. Można powiedzieć o nich
wszystko, co więcej z reguły każda opinia jest prawdziwa:
Indie są biedne-
oczywiście, według niektórych szacunków nawet 40-50% populacji żyje poniżej
progu ubóstwa.
Indie są bogate-
oczywiście, że tak. Indyjska klasa średnia to obecnie co najmniej 300 milionów
ludzi, co daje nam prawie populację USA. Zachodnie sklepy, Mcdonaldy nie są w
Indiach niczym nowym- co więcej znajdują popyt.
Indie są przyjazne dla
obcokrajowców. Zdecydowanie tak. Ludzie widząc białego często się uśmiechają,
pytają skąd jesteś, nie skąpią „Welcome In India”. Kiedy coś się dzieje możesz
ich poprosić o pomoc.
Indie są nieprzyjazne
dla obcokrajowców. Podobnie jak w każdym miejscu na świecie możesz znaleźć się
w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Niektóre dystrykty np. Biharu
są kontrolowane przez mafię
Wiele zależy od
Twojego nastawienia i szczęścia. Może
być akurat słoneczny dzień, wizyta w jakimś fajnym miejscu- powiedzmy Fatehpur
Sikri i ogólnie wszystko pięknie. Równie dobrze może być jednak upalnie gorąco,
a ty szukasz transportu w normalnej cenie i musisz targować się 15 minut żeby
nie dać się obedrzeć ze skóry.
Czy polecam wyjazd do
Indii? Zdecydowanie tak- jest tu naprawdę wiele fajnych rzeczy do zobaczenia i
jeśli zależy ci na przeżyciu przygody to
Indie są do tego celu jak najbardziej odpowiednim miejscem. Jest jednak tym razem duże ALE Indie widziane z okna autokaru przez dwa tygodnie są sztuczne.
Polecam wyjazd na nieco dłuższy czas, gdyż można zrozumieć dzięki temu znacznie
więcej miejscowych zawiłości.
Zazdroszczę Tobie tych Indii, i to jeszcze jak! / Pozdrowienia z Berlina
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuń