wtorek, 18 grudnia 2012

5 miesięcy w Indiach, małe podsumowanie

To już ponad 5 miesięcy spędzonych przeze mnie w Indiach. Jak zapewne zauważyliście ten blog nie jest poświęcony jednemu tematowi, piszę o tym co wydaje mi się ciekawe, albo nowe. To chyba jednak dobry moment na małe podsumowanie. Generalnie ciężko jest opisać Indie i odpowiedzieć na pytanie „co myślisz o Indiach”?, albo „jakie są Indie”? Obrazki lepianek krytych strzechą stojących obok centrów handlowych zbudowanych ze szkła mieniącego się w słońcu to normalność. Mogę się jednak pokusić o kilka punktów, przy czym są to tylko moje odczucia z którymi można się nie zgadzać:

Po pierwsze, powszechna znajomość języka angielskiego jest mitem. Według badań statystycznych ok. 10% populacji zna język angielski, istnieje jednak kilka „ale". 
Oczywiście osoby należące do klasy wyższej oraz wielu przedstawicieli klasy średniej operuje angielskim swobodnie dowodem czego jest fakt, że wydawanych jest w Indiach wiele gazet anglojęzycznych, ale najpopularniejsza z nich zajmuje dopiero 10 miejsce wśród najchętniej czytanych. W przypadku ludzi należących do klas niższych często jest to język angielski ograniczający się do kilku zwrotów w stylu „Hello mister where do you want to go? (Heloł myster, łer do ju łont tu goł)”. Podobnie z urzędnikami państwowymi średniego szczebla- często, aby zrozumieli co chcemy im przekazać musimy wymówić angielskie słowo z indyjskim akcentem. Ludzie młodzi często znają język angielski- wielu na bardzo dobrym poziomie, w przypadku osób starszych generalnie jest to jednak rzadkością. Znajomość indyjskich języków jest więc jak najbardziej wskazana, nawet na poziomie minimalnym, gdyż często zapewnia to obniżenie ceny na targu i generalnie ułatwia życie.
Indyjska ulica, Hyderabad- fot. Konrad Leszczyński
Po drugie, jeśli nie umiesz używać łokci ani krzyczeć to niczego nie osiągniesz. Jak wszyscy wiemy w Indiach jest naprawdę dużo ludzi i szczególnie na stacji kolejowej, albo w metrze ludzie zupełnie nie zwracają na siebie uwagi owładnięci owczym pędem. Dlatego jeśli nie wykażesz odpowiedniej determinacji np. w kolejce ludzie z reguły bez mrugnięcia okiem będą się starali zająć miejsce przed tobą. 

Po trzecie, biurokracja i biurokracja przeplatana biurokracją. W sierpniu opisałem Wam jak wyglądał mój pierwszy dzień, kiedy to biegałem z różnymi dokumentami z punktu A do punktu B. Niestety od tego czasu musiałem jeszcze kilka razy zmierzyć się z indyjską biurokracją i zapewniam, że nie było to nic przyjemnego. W społeczeństwie indyjskim cieszy się ona jednak niesamowitym prestiżem i jakakolwiek „government job” to wymarzona praca większości indyjskich studentów.

Po czwarte, ludzie w Indiach cenią sobie obcokrajowców i to nawet bardzo. Tak więc nieświadomy turysta płaci wszędzie więcej. Kierowca autorikszy widząc, że jesteś biały zawsze poda Ci cenę co najmniej 2-3 razy wyższą od normalnej (kiedyś podczas przechadzki po centrum Delhi jeden z kierowców zaoferował mi cenę za przejazd 20 razy wyższą od normalnej), za wstęp do większości zabytków zarządzanych przez państwo obcokrajowcy płacą co najmniej 20 razy więcej niż obywatele indyjscy (rekord Taj Mahal- miejscowi 10 rupii, obcokrajowcy 750). Rozwiązanie problemu nie jest jednak z reguły aż tak skomplikowane jak się może wydawać bo np. autoriksz jest w Indiach na pęczki- gdy tylko oddalisz się z wyrazem dezaprobaty na twarzy od jednego kierowcy on sam zacznie za tobą podążać i momentalnie zaoferuje ci „zniżkę”. Co do atrakcji i muzeów pozostaje jednak pytanie wzajemności, bo z tego co mi wiadomo obywatele indyjscy nie płacą 20 krotności ceny za wejście do muzeum w Europie.

Po piąte, Indie nie są aż tak tanie jak Ci się wydaje. To znaczy Indie mogą być i tanie i drogie. Jeśli jesteś backpackerem i nie wymagasz luksusów  to nie ma problemu. Przykładowo cena biletu  kolejowego w najniższej klasie na dystansie Delhi- Amritsar (ok. 460 kilometrów) nie przekracza 10 złotych. Jedzenie na ulicy? Czemu nie. Ale jeśli chcesz mieszkać w pokoju, w którym nie będą po Tobie w nocy chodzić różne małe żyjątka to musisz płacić, często nawet więcej niż w Polsce. Indyjski średni standard jest bowiem niższy od polskiego standardu minimum. 

                                 


Po szóste, Indie dla każdego są inne.  Można powiedzieć o nich wszystko, co więcej z reguły każda opinia jest prawdziwa:

Indie są biedne- oczywiście, według niektórych szacunków nawet 40-50% populacji żyje poniżej progu ubóstwa. 

Indie są bogate- oczywiście, że tak. Indyjska klasa średnia to obecnie co najmniej 300 milionów ludzi, co daje nam prawie populację USA. Zachodnie sklepy, Mcdonaldy nie są w Indiach niczym nowym- co więcej znajdują popyt.

Indie są przyjazne dla obcokrajowców. Zdecydowanie tak. Ludzie widząc białego często się uśmiechają, pytają skąd jesteś, nie skąpią „Welcome In India”. Kiedy coś się dzieje możesz ich poprosić o pomoc.

Indie są nieprzyjazne dla obcokrajowców. Podobnie jak w każdym miejscu na świecie możesz znaleźć się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Niektóre dystrykty np. Biharu są kontrolowane przez mafię

Wiele zależy od Twojego nastawienia i szczęścia.  Może być akurat słoneczny dzień, wizyta w jakimś fajnym miejscu- powiedzmy Fatehpur Sikri i ogólnie wszystko pięknie. Równie dobrze może być jednak upalnie gorąco, a ty szukasz transportu w normalnej cenie i musisz targować się 15 minut żeby nie dać się obedrzeć ze skóry.

Czy polecam wyjazd do Indii? Zdecydowanie tak- jest tu naprawdę wiele fajnych rzeczy do zobaczenia i jeśli zależy ci na  przeżyciu przygody to Indie są do tego celu jak najbardziej odpowiednim miejscem. Jest jednak tym razem duże ALE Indie widziane z okna autokaru przez dwa tygodnie są sztuczne. Polecam wyjazd na nieco dłuższy czas, gdyż można zrozumieć dzięki temu znacznie więcej miejscowych zawiłości.
 

2 komentarze:

  1. Zazdroszczę Tobie tych Indii, i to jeszcze jak! / Pozdrowienia z Berlina

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.

    OdpowiedzUsuń